foto. Ryszard Kapłon Umówiłam się z nimi na 17.00 w centrum miasta w Lublinie. Do Lublina miałam pojechać z Karią. Wstępnie umówiłyśmy się na 16.00. Zabrałam z domu świeżo upieczone na to spotkanie pierogowce z makiem i wyszłam 5 minut przed 16.00 bo na miejsce spotkania miałam nie daleko. Stoję, marznę, a Karina nie przyjeżdża … 5, 10, 15 minut... Wytrzymałam jeszcze kolejnych 15 no bo do cierpliwych istot należę, ale już lekko pienić się zaczęłam i nerwowo szukać telefonu w torebce. Zadzwoniłam gdy była 16.30. Koleżanka Karina nie odpowiedziała. Wysłałam sms’a mniej więcej o treści: Gdzie jesteś …. ja tu czekam! Po kilkunastu minutach … tuż przed 17.00 (byłam już wtedy i wściekła, i zrozpaczona, i tak naprawdę bezradna ) oddzwoniła wyluzowana Karina :) - Hej, no ale o co chodzi? - O co chodzi? O co chodzi?! Jak zaraz po mnie nie przyjedziesz to zobaczysz o co chodzi! - powiedziałam mniej więcej coś w tym stylu. - No, ej, ale o ile ja wiem, to dzisiaj jest środa, a m...